Trochę się spóźniłem. Gdybym przyszedł kilka dni wcześniej, sweterków byłoby więcej. A tak nieznani sprawcy obnażyli kilka słupków wzdłuż krawężnika, kradnąc wdzianka. Było nie było, to Szmulki!
Od dawna śledzę akcje partyzantki włóczkowej w Polsce. Opisywałem tu już m.in. włóczkowe akcje w Lublinie, Gdańsku Wrzeszczu i Poznaniu. Teraz przyszedł czas na warszawską Pragę. Ulica Kawęczyńska, tuż przy zajezdni tramwajowej. Przedmiotem włóczkowego ataku stały się czarne słupki ZDM z historycznym wzorem Syreny, stosowanym od roku 2007.
⇒ Lublin. Stojaki w kolorowych sweterkach z włóczki
⇒ Guerilla knitting na Strzyży
⇒ Poznań. Włóczka w przestrzeni miasta
Przypomnijmy. Partyzantka włóczkowa dotarła do Europy, a potem do Polski z USA. Jej inicjatorką była Magda Sayeg, która w roku 2005 zaczęła od obszycia klamki w swoim butiku w Houston w Teksasie, by po jakimś czasie obszyć cały autobus miejski. Zapoczątkowała tym samym ruch nazywany jako yarn bombing lub guerilla knitting. Nie jest to rzecz jasna ruch powszechny. Wdzianka z włóczki nie należą do trwałych. To raczej sztuka ulotna. Ale nieodmiennie budzą uśmiech. Takie, radosne, pełne kolorów, zaciekawiające przechodniów są włóczkowe sweterki, w które ubrane zostały słupki wzdłuż Kawęczyńskiej.
„Dekoracja jest tymczasowa, dlatego nie odkładajcie obejrzenia ich na jutro” – przestrzegali na Facebooku organizatorzy akcji. Mają rację. Tym bardziej, że każdy sweterek jest inny. Każdy cieszy oko swoimi kolorami i odmiennymi wzorami. Jest wdzianko z latawcami, są z tramwajem, ptaszkami, rybkami, ze skrzatem i rozmaitymi kwiatkami. Jest wreszcie warszawska Syrena.
Partyzantka włóczkowa wzdłuż Kawęczyńskiej nie do końca jest partyzantką. Wdzianka powstały całkiem otwarcie z inicjatywy Praskiego Stowarzyszenia Mieszkańców „Michałow”, mieszczącego się przy Łochowskiej na Szmulkach. Pomysłodawczynią była pani Paulina, która już w 2018 r. w wydziergany przez siebie szydełkiem sweterek ubrała jedną z ławek na Kawęczyńskiej.
Wdzianka na słupki powstawały w czasie warsztatów przy Domu Sąsiedzkim „Moje Szmulki”. Mają wielu autorek, dlatego są tak rozmaite i zaskakujące. Działo się to jeszcze w czasie lockdownu, tak więc panie pracowały hybrydowo. Jedne dziergały całe ubranka, inne tylko ich fragmenty lub wzory. Bajecznie kolorowy efekt można zobaczyć na moich zdjęciach.